>> Najnowsze  >> Autorzy  >> Użytkownicy  >> Zaloguj 

Kłótnia ze śmiercią
W Tatarii, porzucony przez fałszywych przyjaciół,
siedziałem na kamieniu nad cichym nurtem Karny,
gdzie obraz mój stargany ostatnie ciepło tracił,
kłóciłem się ze śmiercią, że nic tu się spotkamy.

Zanim rzeka zamarzła, o tej porze fatalnej,
słowem obcym i groźnym ścigany - lodokołem,
ja - pasażer na gapę w osowiałej bawialni,
wyrwałem się na statku wołżańskim i wpłynąłem
do mroźnego Kazania i do sali szpitalnej.

Stoczyłem się w gorączkę, a na przestrzeni wielkiej
na zieleń nic powiędła śnieg padał siwą troską,
szli ludzie, jak przekleństwa - tak rzucali butelki
pod gąsienice czołgów i ginęli pod Moskwą.

Nie dla mnie śmierć walecznych, drażniących ją okrzykiem,
dla mnie sala szpitalna i gorycz wyobraźni
w zlodowaciałych parkach, w ciepłuszce nad piecykiem,
wśród cierpliwych Uzbeków, śpiących w przedsionku łaźni,
dla mnie słowo ubogie, nic przełamane z nikim,
słodki uśmiech Rosjanki w niewyraźnej przyjaźni.

Tylko w pustej rozgłośni, kiedy wołam do kraju,
w zielonym Saratowie czy nocą w Kujbyszewie,
do tych, co milczą, głowę przechyliwszy - słuchają
na szubienicach, wołam i spopielam się w gniewie.
Przez jakiekolwiek miasta przejdę bezdomną stopą,
będę dźwigał ruiny wtulone w cień powieki
i gryzący siup kurzu, mój glos nad Europą,
i obraz swój nieludzki, czerpany z obcej rzeki,
aż powrócę do śmierci, jak się wraca z urlopu.



Czytany: 2358 razy


=>

Najnowsze





Top czytanych


























Top Autorzy


























Top Użytkownicy


























Używamy plików cookies, aby ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. co to są pliki cookie? . WIEM, ZAMKNIJ